30.04.2013, 20:10
Nowy front walki o równość płci
Melissa Eddy
Kiedy władze Berlina zwróciły się do tamtejszego Muzeum Żydowskiego z prośbą o zaproponowanie nazwy dla brukowanego placu przed nowo otwartym centrum edukacyjnym należącym do tej placówki, jej dyrekcja natychmiast zasugerowała jako patrona Mosesa Mendelssohna.
Mendelssohn, żyjący w XVIII w. filozof, którego teorie zapoczątkowały ruch oświecenia żydowskiego w Europie, uosabia realizowaną przez Muzeum misję tolerancji i zrozumienia, a on sam jest znany na całym świecie - brzmiało oficjalne uzasadnienie tego wyboru. Podkreślono też, że nazwiskiem tego myśliciela nie była wcześniej nazwana żadna ulica, plac, ani inny obiekt użyteczności publicznej w Berlinie.
W obliczu tych argumentów nikt z członków rady dzielnicy Kreuzberg (na terenie której znajduje się Muzeum) nie kwestionował, iż taki zaszczyt od dawna należał się człowiekowi, którego niegdyś nie wpuszczono do miasta przez główną bramę z uwagi na jego żydowskie pochodzenie. Propozycja muzealników została jednak odrzucona. Dlaczego? Otóż... Moses Mendelssohn nie był kobietą. Tymczasem specjalne prawo uchwalone przez radnych Kreuzbergu stanowi, że ulice i place w tej części Berlina muszą być nazywane na cześć kobiet, dopóki nie zostanie osiągnięty parytet w nazewnictwie.
Publiczna debata, jaka rozpętała się w związku z poszukiwaniem nazwy dla wspomnianego placu, obrazuje, jak głęboko zakorzenione są w niemieckim społeczeństwie stereotypy genderowe ("gender" to płeć społeczno-kulturowa - red.). Nie tak dawno Bundestag odrzucił projekt ustawy o obowiązkowych parytetach dla kobiet, przewidujący stopniowe zwiększanie udziału kobiet w radach nadzorczych największych krajowych spółek. Projekt zakładał, że do 2018 r. pula miejsc w zarządach zarezerwowanych dla przedstawicielek płci żeńskiej wzrośnie do 20 procent. Głosowanie poprzedziła wielomiesięczna dyskusja nad tym, jak najskuteczniej zwiększyć obecność kobiet na najwyższych szczeblach korporacyjnej władzy.
Inicjatywa dotycząca nazewnictwa to wynalazek ostatnich lat, a zarazem efekt starań berlińskich polityków oraz działaczy praw człowieka, którzy postanowili zacząć wprowadzanie zmian od swoistej "pracy u podstaw". To właśnie oni przeforsowali uchwały, w myśl których wszystkie nowo powstałe ulice i place w stolicy Niemiec mają być nazywane na cześć zasłużonych kobiet. I tak aż do osiągnięcia parytetu.
W Kreuzbergu na 375 ulic tylko dwunastu patronują kobiety, z czego aż jedna czwarta to rezultat wejścia w życie uchwały o parytetach w nazewnictwie dla tej dzielnicy (stało się to w 2005 r.).
Równość na ulicach
- Patrząc na naszą patriarchalną historię, nie trzeba chyba nikomu przypominać, że kobiety były w tej kwestii spychane na margines - nawet jeśli były poczytnymi pisarkami, artystkami, czy też osobami zasłużonymi w jakiejkolwiek dziedzinie w sposób dorównujący mężczyznom, którzy dziś patronują ulicom naszego miasta - mówi Kristine Jaath, przewodnicząca rady okręgowej Kreuzbergu i działaczka niemieckiej partii Zielonych, która jako pierwsza zaproponowała otwarcie nowego frontu w walce o równość płci. Na podobny pomysł wpadły także władze Monachium, Moguncji i Hamburga, gdzie znakomita większość ulic nosi imiona mężczyzn, którzy zapisali się na kartach historii narodu niemieckiego. Są wśród nich władcy, jak Maksymilian II Bawarski czy cesarz Fryderyk III; jest ojciec słowa drukowanego, czyli Johannes Gutenberg; wreszcie, wielcy religijni przywódcy i reformatorzy, jak chociażby Marcin Luter.
Jak Niemcy długie i szerokie, od Nadrenii aż po Alpy, w wioskach, miasteczkach i miastach znajdziemy ulice Beethovena i Mozarta. Inny słynny kompozytor, zmarły w 1847 r. Felix Mendelssohn-Bartholdy (wnuk Mosesa), "dostał" swoją ulicę w Berlinie już w XIX w. Jego siostrę Fanny - również kompozytorkę i pianistkę - zaszczyt ten spotkał dopiero w 1991 r.
Eksperci zauważają, że - jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało - przewaga męskich patronów w nazewnictwie ulic i placów stanowi swoisty hamulec zmian w postrzeganiu roli i znaczenia kobiet na wszystkich płaszczyznach ży